sobota, 19 października 2013

THREE

*Niall*

-Tam, tam! - zaczął machać Harry'emu ręką tuż przed twarzą, wskazując na stojących przy kolorowym budynku przyjaciół. Zayn wyglądał jakby go coś nagle rozbawiło, natomiast Liam, on, hm... wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać. Momentalnie zrobił mu się mętlik w głowie.
- Co jest? - zapytał głośno, gdy koledzy wsiadali do auta.
- Nic, Louis jest w szpitalu w centrum, nic mu nie jest. Właśnie do Ciebie dzwoniłem, a tu patrzę, jedziecie w naszym kierunku.
- I to cię tak rozbawiło, Malik? - prychnął. Ten lekko przytakną głową.
- Ej wiecie, że w centrum jest co najmniej dwadzieścia różnych szpitali, w którym jest Lo...
- Święta Wiktoria.
Nagle nastała cisza i wszyscy spojrzeli się na mnie. Zmarszczyłem brwi.
- Niall... - powiedział Harry z przekąsem, starając się, by jego głos zabrzmiał jak najcieniej. co sprawiło, że mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, choć ciągle nie wiedziałem o co chodzi.
- Tak?
- Pamiętasz, jak w Boże Narodzenie rok temu...
- Nie! Nie rób mi tego, jak możesz?! - przerwałem mu, lecz ten i tak dokończył swoją myśl.
- ...odwiedzaliśmy cię tam, gdy zatrułeś się rybą?
Liam kaszlnął, dusząc śmiech. Momentalnie sytuacja lekko rozluźniła się. No prawie, jedynie Zayn zachował pełną powagę. Spojrzał na nich, jak na idiotów.
- Ej tam nasz przyjaciel umiera, a wy się tu śmiejecie jak idioci.
Nagła cisza nagle dała się im we znaki.
- J-jak to umiera? - Harry spojrzał na niego rozszerzonymi źrenicami, jakby chciał się nagle na niego rzucić - Przecież mówiłeś, że nic mu nie jest...
- Skup się na drodze - przerwał, wskazując, by spojrzał przed siebie.
- ...I że jest dobrze... Co z nim?!
- Nic, tak mi się powiedziało, no przepraszam...
- My tu chcemy rozładować napięcie, nie pozwalasz nam... - odparł ironicznie.
- No przepraszam, akurat w takiej sytuacji...
Kolejna kłótnia...Spojrzałem na Liama, szukając pewnego rodzaju ratunku, lecz ten tylko pokręcił głową i włożył słuchawki w uszy.
,,Proszę państwa, oto Liam, który zawsze służy pomocą, gdy go potrzebuję, dziękuję, stary... Ja akurat nie wziąłem z domu telefonu.'' - pomyślał Horan, splatając dłonie.
- ...No ale nie, zawsze musisz wszystko zepsuć, bo pan Zayn Malik jest wszechwiedzący!
-  Tak? Na pewno pan Harry 'dopiero skończyłem dziewiętnaście lat' wie więcej?
- Więc ty w wieku dwudziestu jesteś mądrzejszy, ha?!
Oparłem głowę o szybę i lekko przymknąłem oczy. starałem się stworzyć wokół siebie taka jakby przestrzeń odizolowaną od wszystkiego, ale ich głośne krzyki mi to nie uniemożliwiały. Westchnąłem, wpatrując się z śnieżnobiałe pasy biegnące wzdłuż ulicy.  Mimowolnie zacząłem je liczyć. Jeden, dwa trzy...
- I co, może jeszcze powiesz, że wypadek Lou to moja wina?
- Czy ja coś takiego powiedziałem, skup się bo zaraz i z nas będzie krwawa plama!
- .. Krwawa plama?!
...siedem, osiem, dziewięć...
Tak upłynęła mi większa cześć drogi do centrum Londynu. Po dziesięciu minutach, które dłużyły się niemiłosiernie w końcu zaparkowaliśmy na przystanku. Wyglądało na to, że Zayn i Harry już się pogodzili, albo obrazili się.
Przynajmniej nikt nie robił niepotrzebnego hałasu.
Lekko obawiałem się, pchając ogromne, szklane drzwi. Weszliśmy powoli do środka. 
Pierwsze, na co zwróciłem uwagę do sterylny zapach środków dezynfekujących i leków, oraz nienaturalnie białe ściany oświetlane ostrym światłem lamp. W porównaniu do dworu, gdzie był już późny wieczór i wszyscy powoli szli do domów ten budynek wydawał się tętnić życiem, jeśli tak to można określić. Dookoła biegali lekarze zbyt zajęci swoją pracą by zwracać na kogokolwiek uwagę. Harry pierwszy ruszył pewnym krokiem w stronę zatłoczonej recepcji, starając przecisnąć się przez mały tłum, co wcale nie było takie łatwe. Woleliśmy zostać na zewnątrz, więc tylko przystanęliśmy koło wysokiej, starszej kobiety, która intensywnie szukała czegoś w olbrzymiej torebce.
- Dzień dobry, gdzie jest Louis Tomlinson? - powiedział Harry, gdy w końcu nadszedł jego czas w kolejce.
- Hm... - odparła pulchna kobieta za ladą, poprawiając malutkie okulary - Nie ma tu nikogo takiego...
Spojrzeliśmy po sobie.
- Jak to nie ma?! - przez chwilę myślałem , że przeskoczy przez ladę do niej - Chwilę temu go tu odwieziono!
- Ahh... - westchnęła - Chwileczkę... - zaczęła coś stukać za monitorem, po czym odwróciła się do przechodzącego za nią lekarza i coś wyszeptała do ucha. Ten przytakną smętnie i wrócił do swojej pracy. - Sala numer 19, na pierwszym piętrze, ale w tej chwili ma badania i doktor prosił, my nie przeszkadzać..
- Ok, dziękuję. - powiedział pospiesznie i wszyscy ruszyli biegiem po schodach. Przystanęli przy drzwiach prowadzących do sali. Zayn niepewnie położył dłoń na klamce i przystanął, wpatrując się przed siebie.
- Co...?- zaczął Liam.
- Shh... - przerwał mu cicho, nasłuchując.
Niall również lekko pochylił się w stronę dziurki od klucza.


''Tylko błagam, proszę nic im nie mówić, to zdarzyło mi się tylko raz... Ostatni raz.' ''

''Wie pan, że to się może źle skończyć...?''

''Wiem, to było okropne... Ale co ja poradzę? Ale jest aż tak źle?''

''Aż tak źle to nie jest, ale naprawdę... Lepiej dmuchać na zimne''

''Mhm.''

''Więc umowa stoi, ale na pewno nic panu nie jest?''

''Haha, to mi pan ma powiedzieć czy nic mi nie jest, a nie ja panu''

''No tak, źle sformułowałem pytanie. Jak się pan czuje?''

''Nie narzekam''

''Dobrze, że pan nie narzeka, bo nie ma nic gorszego on takiego sknera, ale czy czuje się pan dobrze?''

''No...Tak.''

''No ale nie puszczę tak pana do domu''

''Wiem, zaraz zadzwonię do mamy, albo do kumpla, odwiezie mnie.''

''No dobrze, tu ma pan receptę, lek przeciwbólowy, tylko niech pan je weźmie... jutro rano, tak będzie, hm... bezpieczniej. Przeżyje pan do jutra''

''No nie wiem, chyba nie mam wyboru, bardzo dziękuję za dyskrecje, jest pan wspaniałym człowiekiem''

''Dyskrecja jest niezbędna w tym zawodzie''

Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc o co chodzi. Lekko pchnąłem Zayna do przodu, by wszedł do środka. Ten niepewnie przycisnął klamkę i znieruchomiał w progu.


*Isobel*

Naprawdę nie wiedziała co ma zrobić... Wiedziała,że musi odnaleźć chłopaka, bo jeśli tego nie zrobi nie zazna spokoju. Czemu odjechała, nie wie. Powinna zostać tam mimo wszystko, ehh. Teraz leżała samotnie w ciepłym łóżku i rozmyslała nad tym. Tak, już postanowiła. Justo postanowi go jakims cuden znaleźć. Coś mówił, że ma kumpla mieszkającego na owej ulicy, na której się zderzyli. 
Tak, tam zacznie poszukiwania.
Powoli przymknęła oczy, wkładając słuchawki w uszy i przymknęła oczy, starając się zasnąć.

~***~
Jest trzeci, i jak? Dłuższy niż zwykle :)

1 komentarz: